czwartek, 5 czerwca 2014

ludzie przeciwko ludziom?

Ludzie. Tak bardzo nienawidziłam ludzi, że brakuje skali przy ocenie tej nienawiści. To nie była antypatia tylko nienawiść. Każdego dnia przekonywałam się o tym jak złośliwi, chamscy i wyzyskujący drugiego człowieka potrafią być. A chory? Idealna osoba by poszturchać, podokuczać, gnębić. 

www.houseofspirit.pl



Jako osoba niepełnosprawna od urodzenia spotykam się z dużym zainteresowaniem moją osobą odkąd pamiętam. Przebłyski wspomnień z bardzo wczesnych lat dzieciństwa mam właśnie dzięki innym. Pamiętam jak proszona przez starsze panie czy koleżanki-sąsiadki podnosiłam spódniczkę i pokazywałam chorą nogę. Pamiętam też, że byłam okazem który się oglądało i szydziło. Wspomnienia z okresów przedszkola mam traumatyczne. "Drewniana noga", przezwisko utkwiło mi w pamięci do dziś i wiem, że nie zapomnę choćbym chciała. Dzieci są okrutne. Każda odmienność jest powodem do wyśmiania i to bolesnego. 

W podstawówce Pani Wychowawczyni zagwarantowała mi spokojniejsze dzieciństwo i zintegrowała klasę na tyle, bym nie słyszała takich docinek. Oczywiście poza klasą nadal się zdarzały, ale rówieśnicza grupa w jakiej byłam nie powiedziała o mnie niczego co bym zapamiętała. 

Dotarło do mnie w okolicach 10 roku życia, że nie jestem normalna. Odstaję od innych, nie mam nogi i ludzie przez to się na mnie gapią. Przeszkadza im to, że takie osoby jak ja żyją wśród nich i nie boją się wyjść z domu. Przestałam chodzić w sukienkach, które ujawniały chorobę w oczywisty sposób. Przestałam jeździć na rowerze bo pedałując jedną nogą a drugą mając sztywną nie mogłam nie zwrócić uwagi innych. Przestałam akceptować siebie. Społeczeństwo małego miasteczka skutecznie mnie zamknęło w sieci choroby. 

Żyłam, ale wielu rzeczy nie doświadczałam. Jedyne co pamiętam to ciekawskie spojrzenia przechodniów i kąśliwe uwagi za plecami "widziałeś?! dziewczynka nogi nie miała!" Dobrze, że mam mózg rozwinięty i ja ROZUMIEM te komentarze. Innym się wydaje, że skoro nie mam nogi, to mózgu, rozumu, serca i uczuć nie mam. Brak słów. 

To nauczyło mnie kłamać. "Co Ci sie stało, utykasz?" Przewróciłam się wczoraj na schodach i mnie boli noga, na prześwietleniu nic nie wyszło ale zobaczę co lekarz powie... Chyba z 7-10lat pociskałam taką ściemę. A to się na schodach wywaliłam, a to podłoga śliska, a to wypadek... nieskończona ilość scenariuszy.

Jeszcze w liceum miałam kilka perypetii związanych z naśmiewaniem się ze mnie. Koleżanki naśladowały mnie utykającą i niepotrafiącą normalnie wejść po schodach. Pamiętam to i ich okrutne uśmieszki pogardy. W wieku 17lat takim głupim być... No cóż.

Jakie zdziwienie był na studiach na Politechnice Lubelskiej. Mało tego, że nie pamiętam by ktokolwiek cokolwiek złego o mnie powiedział czy popatrzył krzywo, to jeszcze miałam tak wspaniałych kolegów którzy poproszeni (a czasem i nie) kupowali mi jakąś przekąskę czy napój bym przeżyła cały dzień na uczelni. Nie musiałam sama zasuwać odciążając już baaaardzo obolałą nogę. Później kolega przywiózł mi nawet notatki bym mogła wrócić na sesje i ją zdać.

Powróciwszy do Biłgoraja na studia licencjackie znowu padło magiczne pytanie "co Ci się stało? Wczoraj widziałam jak chyba utykasz...", ale Iwonka dojrzała i już jako 21latka myślenie miała inne "jestem po amputacji nogi". Reakcje różne. Najczęściej jednak pozytywne. SZOK?! Czyżby ta mała miejscowość i ludzie w niej jednak nie była tak mała i zamknieta? Czyżby społeczeństwo nauczyło się tolerancji? Chyba tak... 

I tak nie wierzyłam w szczerość słów pocieszenia czy wsparcia. Kiwałam głową ale miałam wewnątrz siebie przeświadczenie o byciu gorszą, podczłowiekiem z którym nikt nigdy nie zechce się przyjaźnić.

www.pieknamilosc.pl

Bałam się mówić głośno o chorobie przez tak wiele lat, że nigdy nie odważyłam się prosić o pomoc przy zbiórce na to, co było i jest moim największym kompleksem. Niestety, sytuacja czasami zmusza nas do pokonywania własnych lęków. Napisałam na FB o tym jak państwo mnie traktuje i... sytuacja się zmieniła. Odezwała się koleżanka, odezwali inni ludzie. Nawet zwykłe słowa "Iwonka, jak coś to jestem" albo "czytałem ten wpis sprzed kilku tyg, jak się masz teraz, mogę pomóc?" No heloł?! Zakrzywienie rzeczywistości czy co?! Ale z każdą prośba o pomoc, udostępnienie i lajkowanie okazywało się, że Ci głupi wredni i bezuczuciowi ludzie jednak tacy nie są. Moje przekonania, że wszyscy ludzie są źli runęły. 

Dzisiaj pisze do gwiazd prośby o pomoc i gdy dostaję zapewnienie o przyłączeniu się do akcji "60 Tysięcy Kroków" to buzia mi się śmieje sama. Gdy ktoś się do mnie zgłasza, że chce pomóc, gdy ktoś drukuje plakaty czy ulotki i je rozdaje, gdy ktoś daje namiary na stowarzyszenia które pomagają to nie przestaje być zdziwiona. Obcy ludzie mają tak wiele chęci pomocy, wyciągają rękę i ciągną mnie ku górze. dają nadzieję. Najlepsi sa przecież i tak moi znajomi, zwłaszcza Ci z którymi nie mam jakiegoś wielkiego kontaktu. Oni zadziwiają mnie najbardziej. Bo chociaż na nich najmniej liczyłam to najwięcej od nich dostaję. Nawet Ci, z którymi znajomości się rozluźniły w niesympatycznych okolicznościach jednak przeskakują te nieporozumienia z przeszłości i pomagają.
Nie liczyłam na tak pozytywny odbiór mojego apelu o pomoc. Zakładałam, że znowu usłyszę "drewniana noga" "kaleka" czy "pudło". Ilekroć słyszę słowa wsparcia, życzenia powodzenia i zapewnienia że "damy radę" zaczynam w to wierzyć, właśnie dzięki Wam i tej zbiórce, która jak się okazało przynosi też jakieś dobra poza pieniążkami - wiarę w siebie.


D Z I Ę K U J Ę !

Pozdrawiam, Iwciuszka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...