środa, 9 lipca 2014

Obrona i UW - krok do celu

Rok temu osiągnęłam to, na czym bardzo mi zależało. Zdobyłam tytuł licencjata, oczywiście z piątką na dyplomie. Nie inaczej ;)

Pisanie pracy to, szczerze mówiąc, męka. Nie spodziewałam się, że moje przyzwyczajenia blogowe będzie tak ciężko wyeliminować, a język wyszlifować na tyle by choć trochę przypominał naukowy. Nie udało się ale praca po wielu zwrotach i poprawkach została zaakceptowana. Napisana samodzielnie, okraszona milionami łez i wulgaryzmów. Nie mniej ostatecznie spełniająca wymogi mojego wymagającego Promotora.


  
Sama obrona, choć stresująca, była bardzo pozytywna! :) Komisja bardzo sympatyczna. Promotor zaskakujący i miły, chwalący moje dokonania na polu prowadzenia Koła Naukowego i ambicji. Pytania łatwe, a praca wybitna i "na tyle bogata by mogła uchodzić za wzorcową pracę magisterską. Gratuluję!" Najlepsze pochwały jakie usłyszałam i to jednego dnia. Stres opadł jak tylko komisja się uśmiechnęła i pogratulowała zdobycia tytułu zawodowego licencjata. Jupi!


Tegorocznym absolwentom życzę powodzenia na obronie! ;)

A później było jeszcze lepiej! ;) Obrona była przedsmakiem stresu jaki zeżarł mnie na amen tuż przed egzaminem wstępnym na Uniwersytet Warszawski... 
Rodzice chyba nie wierzyli, że ja się serio wybiorę Sama do Warszawy chociaż w sumie nigdy w niej nie byłam (nie liczę wyjazdu do Sejmu z Kołem Naukowym rok wcześniej). Ja jestem uparciuchem i to nieziemskim. Nikt i nic nie przekona mnie do zmiany zdania i jeżeli sobie postawie jakiś cel to ratuj się kto może - ja go zdobędę! :P 


Wysiadłam na Placu Defilad i na miękkich nogach poszłam z koleżanką (Martynka ;*) na przystanek skąd przetransportowałyśmy się na Nowy Świat, gdzie znajduje się wydział.


Przed salami, w których odbywały się rozmowy egzaminacyjne było kilka-kilkanaście osób. Właśnie wtedy, gdy zobaczyłam swoich rywali napadł mnie totalny lęk. Co ja tutaj robię?! Nie pasuję tutaj! Gdy tylko zostałam poproszona do sali i usiadłam na przeciwko Dr Bartłomieja Biskupa było już totalnie po mnie. Przebieg egzaminu ustnego na Uniwersytet mogę porównać do maratonu: wstępnie nastawienie na sukces chwile zawahania i zwątpienia ale ostatecznie mobilizacja i osiągnięcie celu. Rozmowa między wierszami akurat o Biłgoraju oraz politykach z niego pochodzących pozwalały się wykazać wiedzą a propos bieżących wydarzeń. Na koniec kilka luźnych żartów odnośnie hejterów w sieci i wychodziłam z sali z pewnością sukcesu.
Na potwierdzenie musiałam czekać tydzień ale..  :)





Chociaż ze studiów na UW nie wyszło nic (dzisiaj żałuję) to jest to niepodważalnie moje najpiękniejsze wspomnienie. A Wam życzę spełnienia podobnych marzeń, mniejszych czy większych bo satysfakcja jest tak wielka, że można radością obdzielić połowę Biłgoraja ;) Ba! Więcej! Do tej pory, mimo upływu roku, zdarza mi się podskakiwać z radości i dumy śpiewając "dostałam się na UUUUWWWWuuuuuu!!!" ;) (rodzina mnie wkrótce zakwateruje przy ul. Abramowickiej ;P)
Polecam Wam zaryzykować i sięgać po marzenia, naprawdę WARTO! Wbrew innym, wbrew regułom - uwierzcie, warto! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...