wtorek, 27 maja 2014

życie - drogocenne marzenie

Wiele osób nie rozumie powagi sytuacji i komentuje akcję zbiórki w tak głupi sposób, że aż kipię cała w środku czytając te 'opinie'. Jeżeli dla kogoś wybujałym marzeniem jest spacer, życie zamiast marnej wegetacji to pogratulować zdrowego rozsądku...



W tej całej zbiórce nie chodzi o to bym mogła studiować.
Nie chodzi również o to bym mogła podjąć pracę po skończeniu studiów.
Ja sama do tego dojdę i to osiągnę. SERIO!

Moje życie to pasmo porażek zdrowotnych i sukcesów szkolnych. Przeplatają się ze sobą od blisko 25lat. 
Od operacji w 2008 roku ja w sumie wegetuję. Musiałam liczyć się z uprzejmością rodziców lub kolegów, którzy podwozili mnie na zajęcia lub z nich odbierali. To śmieszne, że mając pewnie niecały 1 km na uczelnie nie byłam w stanie samodzielnie na nią dojść. To śmieszne, tym bardziej, że jeszcze 10 lat temu z Biłgoraja chodziłam na Korczów kilka razy w tyg. Ba! Wyprawa nad Zalew Bojary (5km w jedną stronę) nie stanowiła dla mnie żadnej przeszkody! Z przyjemnością tam spacerowałam z koleżankami śmiejąc się i plotkując. Ja, kiedyś aktywna dziewczynka, musiałam prosić rodziców o pomoc w dotarciu na zajęcia akademickie. Niedowierzanie. 
Każdego dnia (od mniej więcej lipca 2008r.) towarzyszy mi tak ogromny ból, że nie jesteście sobie w stanie wyobrazić sobie jak bardzo bolą zerwane mięśnie, zawieszone nad protezą i z każdym krokiem zrywające się coraz bardziej. Człowiek zapomina wtedy o spacerach, o wycieczkach, imprezach czy o długich zakupach, o wszystkim co jest codziennością każdej zdrowej młodej osoby. Marzy tylko o pozbyciu się tego bólu. 
Operacja w Lublinie nie pomogła na długo. Z każdym dniem było coraz mniej mnie wszędzie, w życiu. 

Ale ktoś, kto nie zna tej historii nie może wiedzieć ile mnie kosztowało zdobycie tego licencjatu. Bycie tu gdzie jestem. Ktoś, kto widzi tylko artykuł i przeczyta jedno wyrwane z kontekstu zdanie o "spełnianiu marzeń" nie wie, że 24 lata siedziałam jak więzień we własnym ciele. Nie mówiłam o chorobie ze wstydu, że jestem gorsza, ułomna, kaleka, "niedorobiona" jak zwykli nazywać mnie inni ludzie. Rodzice wychowali mnie tak samo jak moje zdrowe rodzeństwo, bez taryfy ulgowej. Powtarzali bez końca, że w niczym nie jestem gorsza, ale też nie lepsza. Nauczyłam się żyć jak każdy i nie żądać więcej niż inni. Ja całe życie słyszę ze strony innych ludzi jak to nic nie mogę, jak to nie powinnam jakoś się ubierać, jakoś wyglądać, czegoś tam robić bo to jest źle widziane. Ta, serio?!


Moi rodzice nigdy nie byli na wakacjach. Mój Tata nie wie jak wygląda polskie morze. Nigdy nie było ich stać by nas wysłać na wymarzone tygodniowe wakacje, na Mazury czy do Zakopanego. Z tym, że ja nie marzę o podróżach! Nie śmiem! Mam marzenia bardzo podstawowe: życie bez bólu, na normalnym poziomie (urzędnika z ZUS, czyli luksusowym;) ŻART!). Chciałabym znowu pójść na własnych nogach nad zalew i móc jeździć na rowerze. Bardzo bym chciała móc żyć jak każdy, szary i niewidoczny w tłumie człowiek. Chciałabym by przestano się na mnie gapić i wytykać palcami powodując u mnie nieprzyjemne uczucie bycia podczłowiekiem niegodnym życia. I wiecie co jeszcze bym chciała mieć za X lat? Zdrowego syna łobuza i słodką królewnę, w których zaszczepię empatię i dobre serce, wychowam na porządnych ludzi. TYLE.

To takie nadzwyczajne marzenia? Takie cudowne, takie wybitnie wybujałe, których nie powinnam spełniać? Tak bardzo elitarne, tak drogocenne? To są marzenia, za które mam jeszcze kogoś przepraszać?

Wy to macie. To wszystko jest dla Was tak łatwo dostępne, tak blisko i na wyciągnięcie dłoni. Nie musicie prosić o to, nie musicie się specjalnie przygotowywać. Nakładacie trampki i maszerujecie przed siebie nad Zalew Bojary. Wsiadacie na rower holenderkę z wiklinowym koszyczkiem, wrzucacie do niego bukiet stokrotek, poranną gazetę i pędzicie przed siebie. Dzieci? Nic przyjemniejszego. Ból? Tylko przy wyrywaniu zęba i częste bóle głowy, dobra wymówka na wszystko. Ja muszę codziennie zaciskać zęby z bólu, którego nikt nie jest w stanie ze mnie zdjąć. A jednak żyję, wyznaczam sobie cele / marzenia i dążę do nich. Marudzę, mam gorsze dni, frustruje mnie wiele rzeczy. Jak każdy z nas, jestem tylko niedoskonałym człowiekiem. Po prostu mam dodatkowy bagaż, który od ponad 24 lat dźwigam. Może nie pracuję, nie skończyłam studiów tak jak moi rówieśnicy, ale staram się, próbuję i nie odpuszczam przede wszystkim.

Jak czytam "fajnie jest spełniać marzenia za cudzą kasę" to mi się niedobrze robi. Bo jeżeli chodzenie i normalne życie jest aż tak wybitnie 'kosztownym' marzeniem to nie przelewajcie mi tej złotówki. Ja Was nie zmuszam. Ja tylko proszę o odrobinę dobrej woli i otwarcie się na inne osoby, często bardziej potrzebujące. Nie chcesz pomóc mi bo jestem "za mało chora" to pomóż Markowi Ogórkowi, Hani czy innym dzieciom np. na SiePomaga. Zachęcam!
Nie mam potrzeby obrażania nikogo za brak dobrego serca. To kwestia sumienia każdego z nas.

Pozdrawiam, iwciuszka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...